Do pewnego momentu podczas koncertu U2 w kalifornijskim Inglewood wszystko szło zgodnie z planem. Aż w końcu pojawił się problem natury technicznej i obsługa musiała poświęcić na jego naprawienie kilka minut, które Bono… wykorzystał na improwizację. Podszedł do publiczności, opowiadał o Morrisseyu, żartował. W końcu wypatrzył w tłumie sobowtóra Elvisa Presleya i zaprosił go na scenę.
Człowiek, który przebrał się za Króla nie wyglądał na zestresowanego całym zajściem. Zdecydował się nawet zaśpiewać "I Can't Help Falling In Love". Publiczność była zachwycona.
Niedługo później wszystko wróciło do normy, a Bono skupił się na wykonywaniu kolejnych kawałków U2. Podczas koncertu w Inglewood muzycy zaprezentowali 8 z 11 utworów pochodzących z płyty "Songs of Innocence". Pewnie podobnie będzie podczas zapowiedzianego już europejskiego tournée.
mg