Wokalista Guns N’ Roses nie jest taki zły – przekonuje znany amerykański dziennikarz Mick Wall. Axl Rose po prostu został za młodu skrzywdzony i długo nie mógł sobie poradzić z tym, że znęcano się nad nim i był molestowany seksualnie. Krytyk opowiada magazynowi „GQ”:
Axl nie jest rozkapryszonym rockowym demonem. To mocno poturbowana osoba. Znęcano się nad nim seksualnie, gdy był dzieckiem, a jego przybrany ojciec – pastor w kościele zielonoświątkowym – bił go i kazał chodzić do kościoła pięć razy w tygodniu.
Relacje towarzyskie nie były możliwe. Jego poziom strachu i paranoja były nie do zmierzenia.
Bez wątpienia doprowadziło to do rozpadu klasycznego Guns N’ Roses.
Izzy odszedł, Steven Adler został wywalony za podanie żonie Axla heroiny i przespaniu się z nią. W 1993 roku Axl zmusił resztę zespołu do podpisania nowych umów. Cały zespół, nazwa należały do niego. Jak powiedział mi Slash, „to był moment, w którym straciłem Axla”.
To już jednak zamierzchłe czasy. Powrót Slasha i Duffa McKagana do GNR znakomicie wpłynęły na stan Rose’a.
Zrelaksowali się po raz pierwszy, porozmawiali i ruszyli do przodu. Axl Rose narodził się na nowo. Teraz mamy szczęśliwego Axla. Nawet Axla nigdy wcześniej go nie poznał. Prawda zawsze jest dziwniejsza niż fikcja.
Bo tak naprawdę wokalista jest dobry? Ceni go DJ Ashba, rozumie Tommy Stinson, przyjacielem nazywa Richard Fortus. Zespołowi AC/DC pomógł przecież z dobrego serca, podobnie jak pewnej prześladowanej nastolatce. Pora na kolejne miłe obrazki z Axlem?
ud