We wrześniowym „Teraz Rocku”, który 1 września trafił do sprzedaży, znajdziecie między innymi recenzję najnowszej płyty Iron Maiden autorstwa Pawła Brzykcego. Publikujemy ją również na łamach naszego serwisu!
Edie jako samuraj, oczy w krwistych łzach, ale mina i dziarsko uniesiony miecz wskazują, że zaraz zetnie komuś łeb. Rewelacyjna okładka! Skrywa 82 minuty muzyki najlepszego heavymetalowego zespołu na świecie.
Tytułowy numer hipnotyzuje rytmiczną figurą. Bębny potężniejsze niż kiedykolwiek na płycie Iron Maiden. Grupa i producent Kevin Shirley nie poszli w surowość jak na albumach Dance Of Death czy The Final Frontier – brzmienie jest przestrzenne, tłuste, monumentalne, lepsze nawet od tego z The Books Of Souls! Bruce Dickinson w zwrotkach Senjutsu zadziornie prawie-że-melorecytuje, a zamaszysty refren od razu zapada w pamięć… Tytuł po japońsku oznacza „strategia”, ale też: „technika”. Lider, basista Steve Harris, który tu jest, jak w dawnych czasach, naczelnym kompozytorem, znalazł nawet znaczenie: „sztuka wojny”. Dwie solówki gitarowe znakomite. Grzmot, deszcz… Co za wejście!
WRZEŚNIOWY „TERAZ ROCK” – KUP TERAZ w E-SKLEPIE
W Stratego pojawia się charakterystyczna galopada. Bruce śpiewa mrocznie, środkiem, później wysoko, do tego zabójczy delay. Przy słowach look at my eyes ma się ochotę zakrzyknąć: genialne! Zaskoczenie (jeśli ktoś nie znał singla) przynosi bardziej klasycznie rockowy The Writing On The Wall duetu Adrian Smith/Bruce Dickinson. Orientalizmy i jakby zeppelinowanie skrzyżowane z Maidenem typowym (refren) i… tanecznym (wstawki kojarzące się z motywem z utworu Dance Of Death). A część solówkowa – delikates. Lost In A Lost World? Akustyczne gitary, w tle syntezator, nawiązanie do rocka lat 70. Śpiew znów z fajnym delayem i… nietypowe dla tego zespołu grupowe drugie głosy. Nagle – cięty riff. Aż szkoda, że znikł początkowy klimat – nie grają źle, tyle że tak grali już wiele razy, poza tym wygląda to na sklejkę wymyślonych osobno części. Days Of Future Past to szybko/wolniej, z podniosłym refrenem i zrywem solówkowym.
The Time Machine, kompozycja Janicka Gersa i Harrisa, jest i progresywna, i chwytliwa. Balladowo-tajemnicza klamra, opowieść o podróżach w czasie plus galopada jako integralna część utworu, gdzie każdy dźwięk wynika logicznie z poprzedniego, a są też zupełnie nowe brzmienia (przed solówkami). Ciary wywołuje Darkest Hour Smitha i Dickinsona, wolny, przejmujący, mroczny. Z Bruce’em w fenomenalnej formie – w takiej jest na całym Senjutsu! Dla porównania proszę odpalić The Red And The Black z poprzedniego albumu, gdzie niepotrzebne były też rycerskie wokalizy. Dodam, że solówki gitarowe w Darkest Hour, nadzwyczaj emocjonalne, rozrywają na strzępy.
Harrisowskie Death Of The Celts, The Parchment i Hell On Earth trwają razem ponad pół godziny. To typowe dla niego kreowanie nastroju, ze znaczną (nie tylko do „dołów”) rolą gitary basowej i klawiszy. Pierwsza kompozycja jest narracyjna, w drugiej zaskakuje rytmiczne wykorzystanie gitar akustycznych, a motyw przewodni hipnotyzuje. Rozsolówkowane fragmenty – rozkosz… W Hell On Earth perkusyjne wejście Nicko McBraina określę mianem: ikoniczne. I znów galopada, i chwytliwy zaśpiew, przejęty przez gitarę. Co za czad!
Iron Maiden kolejny raz pogodził swoje patenty z nową jakością, oferując materiał równiejszy niż na The Book Of Souls. Wybitny album.
Album „Senjutsu” zostanie opublikowany 3 września!