Wiosną 1999 roku Piotr Banach (na kilka miesięcy przed odejściem z Heya) – wspólnie z Piotrem Gutkowskim – nagrał swą pierwszą solową płytę. Znalazła się na niej muzyka reggae, odpowiadajaca jego artystycznej wizji. Ostatnio Piotr kończy pracę nad drugim albumem Indios Bravos (tego szyldu nadal używa w solowych działaniach). Wypełnia go też głównie reggae… Co zdarzyło się w jego muzycznym życiu w ciągu lat dzielących wydanie obu płyt? Banach: Właściwie to nic. Poza tym, że uczyłem się okiełznywać sprzęt, by móc w przyszłości być zdanym wyłącznie na siebie i samemu sobie wszystko nagrywać. Robiłem jeszcze parę innych rzeczy, które raczej mało kogo mogą interesować… Jak dziś ocenia pierwszą płytę? Jako jej twórca chciałbym zrobić ją jeszcze raz. Natomiast bardzo jestem zadowolony z tego, jak odbierana jest i oceniana przez ludzi. W pewnych kręgach uzyskała status płyty niemal kultowej – białego kruka, którego nie można nigdzie zdobyć. Mimo iż płyta nie trafiła do zwykłej dystrybucji, wiele osób ją ma: jeśli nie oryginał, to skopiowaną. Trudno więc nie zapytać czy po pierwszych tak miłych sygnałach, nie miał jednak ochoty szybko przystąpić do pracy nad kolejnym albumem? Nie. W tym czasie dużo jeździłem po świecie. Miałem taki „okres przejściowy”… Kiedy odszedłem z Heya, wiedziałem, że zrobiłem coś, co musiałem zrobić. Odrzuciłem coś i miałem taki moment próżni, w którym trudno było mi się określić. Stwierdziłem: OK, nie jestem już tym, kim byłem grając w Heyu, a nie widziałem jeszcze, kim jestem. Potrzebowałem dłuższego czasu na to, żeby odnaleźć samego siebie. I żeby wróciła mi taka czysta miłość do muzyki. Chociaż już inna. Ten wcześniejszy moment mojej desperacji, iż nie chcę dłużej już być muzykiem, wynikał raczej tylko z mojego zagubienia. Pomyślałem: a dlaczego mam nie być? Będę, tylko na innych warunkach – nie będę już niewolnikiem muzyki, show businessu i własnego ego. Będę robił muzykę, bo chcę, a nie dlatego, że muszę. Kiedyś wydawało mi się, że prawdziwy muzyk to taki, który musi grać: nieważne, co się dzieje, granie jest najważniejsze… Tak więc to, co robię obecnie, jest skutkiem chęci i wyboru a nie jakieś tam ślepej konieczności, jakiegoś pędu ku czemuś. Banach skomponował materiał, znalazł się wydawca – W Moich Oczach – i co? I nic, wszystko przesunęło się w czasie. Przede wszystkim materiał nie powstał tak do końca. W przypływie euforii po zrobieniu pierwszych siedmiu czy ośmiu numerów zacząłem się umawiać na wydanie płyty, a potem – w jakiś naturalny sposób – zaczęły mi się zmieniać koncepcje. W międzyczasie pojawiła się też idea grania na żywo. Wówczas doszedłem do wniosku, że aby czuć się dobrze na scenie, potrzebuję mieć większą możliwość improwizacji. A takie elektroniczne instrumentarium, którego używałem do nagrywania płyty, nie do końca daje tę możliwość. Zacząłem więc montować większy skład – rozrósł się aż do siedmiu osób. Kiedy więc w końcu wyjdzie płyta? I czy pojawi się normalnie w sklepach? Spokojnie będę prowadzić działania, które są potrzebne, by płyta dotarła do jak największej ilości słuchaczy… Co do terminu ukazania się płyty… Dokładnej daty nie podam. Mam nadzieję, że wyjdzie w końcu września, ale dopóki nie będę miał jej po prostu skończonej, wszystko się jeszcze może zdarzyć.
GRZESIEK KSZCZOTEK