W jednym z wywiadów wokalista Judas Priest przyznał, że lata scenicznych występów negatywnie wpłynęły na jego głos.
Podczas rozmowy z „Let There Be Talk” Rob Halford zapytany został o kondycję swojego głosu, który eksploatuje od około pięćdziesięciu lat. Wokalista przyznał, że stara się o niego dbać, ale nie jest to łatwe w jego wieku i przy tak częstych występach:
Używam moich strun głosowych od pięćdziesięciu lat i staram się wyciągać, ile tylko mogę. Musiałem je kilka razy regulować. Chciałbym móc śpiewać „Painkiller” jak w 1991 roku, ale nie mogę. Mogę jednak nadal robić to dobrze. Wciąż jest moc i uderzenie. Jednak nawet teraz, gdy zaśpiewam „Painkiller”, a tłum szaleje, ja mam w głowie: „Mogło być lepiej. Ta nuta nie była na swoim miejscu”.
Halford przyznał, że to najlepszy sposób – dać z siebie jak najwięcej i mieć świadomość, że zrobiło się możliwie najlepszą robotę. Podobne podejście ma on, ale i pozostali członkowie Judas Priest.
Niedawno pojawiła się informacja, że brytyjska legenda połączy siły z zespołem Kiss na wspólnej trasie koncertowej. To jeszcze nic pewnego, ale póki co Judas Priest i tak musi zagrać zaległe koncerty z 2020 roku. Od jakiegoś czasu muzycy są również w studiu nagraniowym, gdzie przygotowują nowe wydawnictwo.