Rick Springfield to australijski piosenkarz, popularny zwłaszcza w latach 80. za sprawą przeboju „Jessie’s Girl”. W rozmowie z SiriusXM przyznał, że w 2017 roku był bliski popełnienia samobójstwa.
Iron Maiden z drugim koncertem w Polsce
Urodzony w 1949 roku muzyk podjął pierwszą próbę samobójczą w wieku 17 lat. Jednak depresja wciąż go nawiedza i ostatnio przyznał, że w 2017 roku znowu był bliski targnięcia się na swoje życie.
W zeszłym roku byłem tego bliski. Naprawdę bardzo bliski. Kiedy usłyszałem o samobójstwach Chrisa Cornella i Chestera Benningtona nie pomyślałem sobie: „Jakie to jest straszne” tylko „rozumiem ich”. Rozumiem, jak to jest być tak zagubionym w mroku.
Kiedy ktoś mnie pyta „jak się masz?” nie odpowiadam „świetnie”, bo to bzdura. Mówię: „Mam się w porządku, wciąż tu jestem”. Czasami odpowiem: „Potwornie, miałem okropny dzień”. A oni odpowiadają: „Świetnie, stary, ja też!”. Nawet nie chcą słuchać.
Rick Springfield, którego nowy album, zatytułowany „The Snake King” ukaże się 26 stycznia 2018 roku przyznał, że chce tworzyć muzykę, która oddaje jego stan ducha i dzisiaj nie stworzyłby takiego utworu, jak „Jesse’s Girl”, który w 1981 roku okazał się jego przebojem numer jeden.
Kiedy go napisałem miałem 29 lat i byłem wolny. Dziś mam inne zmartwienia na głowie niż to, czy zaliczę jakąś laskę. Muszę o nich pisać, dlatego ten album jest jaki jest.
Springfield przyznał też, że jedyne, co mu pomaga w walce z depresją to medytacja.
Jeśli naprawdę oddam się medytacji, uda mi się wyjść z depresji bez względu na okoliczności. Ale to dość trudne.
Poniżej możecie wysłuchać utworu „Little Demon”, zapowiadającego album „The Snake King”.
rf